Zielona Góra stolicą regionu?
Adam Fularz
Wiele dyskutowano w ostatnim okresie o obecnej pozycji
Zielonej Góry. Z licznych artykułów w prasie lokalnej oraz z opinii wyrażanych
na rozmaitych forach wyłania się oraz „miasta emerytów”, stutysięcznego
blokowiska otoczonego lasami, miasta z którego wyjeżdża się nawet po to by się
zabawić na weekend albo by móc pouprawiać najpopularniejsze sporty, o pójściu
na zakupy nie wspominając. Jest to obraz miasta, które upadło. Cóż więc, krótko
mówiąc, należy zrobić by uczynić z niego miasto mogące konkurować z innymi
ośrodkami regionu, które jakiś czas temu przejęły od Zielonej Góry rolę regionalnej stolicy?
Regionalna stolica?
Czy Zielona Góra ma szanse na rolę stolicy regionu o której
mówił ks. dr Andrzej Draguła [„Po co nam Zielona Góra?” Puls nr: 100/2006]? Czy
Zielona Góra ma szanse być dla zachodniej Polski tym czym Białystok dla
Podlasia, Lublin dla Lubelszczyzny, Rzeszów dla Podkarpacia? Dziś jej rola w
regionie jest raczej niewykształcona, ogromna większość więzi prowadzi do
Wrocławia lub Poznania- to one są niekoronowanymi stolicami tego regionu. Jak
więc odzyskać przywództwo w regionie?
Jeśli spojrzymy na historię tego regionu, przekonamy się że
dawne stolice gospodarcze regionu Ostbrandenburg (tak się on nazywał przed
wojną), legły w gruzach zawieruchy wojennej. Z przepięknego przedwojennego
Frankfurtu nad Odrą liczącego wówczas 83 tysiące mieszkańców a pozostało do
dziś 60-tysięczne blokowisko oraz niewielka resztka pięknych rezydencji nad
Odrą, która uniknęły wojennej zawieruchy. Sąsiednie wielkie miasta, mające
nawet sieci tramwajowe Gubin czy Kostrzyn, także nie podniosły się z gruzów
wojny. Dziś te miasta utraciły dawne znaczenie, często dramatycznie, jak np.
Guben, który z prawie 50 tysięcy mieszkańców przed wojną, zmalał do 36 tysięcy
mieszkańców w 1981 roku a następnie 20 tysięcy obecnie. Dziś w Guben trzeba
wyburzać opustoszałe blokowiska po mieszkańcach, których lokalne władze nie
były w stanie zatrzymać. Nie inaczej jest w nadgranicznym Frankfurcie- uważni
podróżni zapewne zauważyli iż bloki ubyły nawet przy samym moście granicznym.
Sztucznie wykreowana
Zielona Góra została sztucznie wykreowana na stolicę
regionu- przed wojną nie była znaczącym miastem. O powojennym rozwoju
zadecydował brak zniszczeń wojennych oraz atrakcyjne położenie. Dziś to miasto
jest wprawdzie przede wszystkim blokowiskiem, ale wraz z sąsiednimi, odległymi
o kilkanaście kilometrów miastami tworzącymi blisko 200-tysięczną aglomerację.
Jest największym ośrodkiem Zachodniej Polski, niemniej tylko pod względem
ludności, nie zaś roli jaką ta aglomeracja odgrywa. Z tej pozycji miasto może
się rozwinąć w pełną perspektyw aglomerację Środkowego Nadodrza, albo też
podupaść, dalej oddając pole dla Wrocławia czy Poznania. Lokalne władze bowiem
nie są w stanie pojąć, że by się obronić przed dalszym upadkiem, muszą po
prostu konkurować z tymi miastami o pozycję lidera.
Sama 200-tysięczna aglomeracja jak na razie istnieje głównie
na papierze. Zrosnąć się nie może, bowiem środek szybkiego transportu
zbiorowego który wszędzie indziej w Europie jest szkieletem takich aglomeracji,
jest tu niewykorzystany. Pociągi, o połowę skracające czas przejazdu do Nowej
Soli, drugiej pod względem liczebności części aglomeracji, kursują tylko co 3-4
godziny, wobec czego niemal nikt z nich nie korzysta- ludność podróżuje
dwukrotnie wolniejszą, ale częściej kursująca komunikacją autobusową. O
biletach lepiej nie wspominać- dojeżdżając z Nowej Soli do Zielonej Góry
transportem zbiorowym trzeba wykupić bilety nawet na 3 przewoźników-
komunikację miejską obu miast oraz na połączenie między nimi. Brakuje wspólnego
biletu tak powszechnego w innych aglomeracjach. Trudno się więc dziwić że
aglomeracja wciąż jest na papierze. A transport, szczególnie ten najtańszy, zbiorowy,
jest zwykle ta pierwszą infrastrukturą na bazie której dopiero mogą się
wykształcać inne cechy wielkomiejskie.
Brak oferty handlowej
Zielona Góra nie ma także infrastruktury handlu detalicznego
typowego dla innych dużych ośrodków miejskich o wiodącej roli w regionie.
Brakuje typowej śródmiejskiej ulicy handlowej przy której ciągną się domy towarowe. Ulica Westerplatte upadła jako główna arteria handlu regionalnego. Dawny DH
Centrum dziś jest już tylko obiektem do remontu, DH Hermes jest dyskoteką. Tak samo parterowy barak Empiku powinien zniknąć z
pejzażu miasta. Ulica Boh. Westerplatte w niczym nie przypomina pasażu
handlowego, choć powinna nim się stać. Dziś symbolizuje ona raczej gospodarczą
zapaść niż stolicę regionu. Również al. Niepodległości mieści dziś urzędy
raczej niż sklepy.
Gdzie się zabawić?
Brakuje nawet dzielnicy rozrywki. We Wrocławiu czy Poznaniu takim miejscem jest
rynek. W Zielonej Górze grupa mieszkańców i zasłuchanych w nich
polityków zablokowała przekształcenie tego miejsca do podobnej roli rozrywkowej
typowej dla np. Rzeszowa. Ci ludzie nie chcieli się wyprowadzić z centrum mimo
tego iż zbudowano dla nich z pieniędzy podatników mieszkania w spokojniejszej
części miasta. Grupa 100 osób wygrała z gospodarczym interesem dwustu tysięcy.
Dziś w sobotni wieczór na zielonogórskim rynku spotkamy niewielu przechodniów w porównaniu z miastami w rodzaju nawet Jeleniej Góry, a centrum jest kompletnie wyludnione, w przeciwieństwie do tętniących
nocnym życiem centrów stolic regionu. U władz zabrakło stanowczości by interes
ogółu postawić ponad interes jednostek. To przez mało stanowcze władze
Zielona Góra upadła także kulturalnie.
Jak dojechać?
Zielona Góra nie będzie także stolicą regionu z obecnym
systemem transportowym. Do Opola, miasta o takiej samej liczbie ludności jak
Zielona Góra, koleją na poranny szczyt komunikacyjny do miasta dojeżdża wg
badań niezależnego audytora 5700 osób (z tym że mają też po co dojeżdżać). W
Zielonej Górze w porannym szczycie mowa jest o kilkuset osobach- może tylko 400
albo 600 z czego ponad połowa to możliwe że uprawnieni do kolejarskich tanich biletów, zresztą wystarczy przejść się rano
i policzyć. Kolej nie funkcjonuje poprawnie w żadnej z relacji wokół Zielonej
Góry. Pociągi kursują wolno- z prędkością handlową rzędu 30 km/h, nader rzadko-
zwykle co kilka godzin, co powoduje że niemal nikt z nich nie korzysta, poza
kolejarzami i ludnością z wiosek skazanych na ten środek transportu. Władze
samorządowe poniosły porażkę w reformowaniu kolei regionalnych.
A to dzięki kolei- jej wygodzie i szybkości podróży jaką ten
środek transportu daje, Zielona Góra mogłaby odzyskać pozycję stolicy regionu. W
Leeds, gdzie mieszkam, udział kolei w przewozach do centrum pobliskiego
Manchesteru wynosi aż 40 %. W naszym regionie udział kolei w jakiejkolwiek
relacji zwykle oscyluje wokół co najwyżej kilku procent, a w przewozach
transgranicznych 3,08 procenta (dane z 2004 r.).
Komunikacyjna stolica regionu?
Do Świebodzina, Szprotawy i Głogowa w 35 minut, do Żar i
Kożuchowa w 20 minut, do Żagania i Lubska w 25 minut, do Gubina w 40 minut-
czasy przejazdu jak najzupełniej możliwe. To sprawny system transportu
regionalnego mógłby uczynić z Zielonej Góry prawdziwą stolicę regionu, do
której wpada się na zakupy czy do teatru, podobnie jak ma to miejsce z
Poznaniem czy Wrocławiem. Przecież przed wojną przez to województwo pociągi
mknęły z prędkościami rzędu 160
km/h! Dzisiaj dawne linie wysokich prędkości
rozkradziono, jak tą z Lubska do Gubina. Nie istnieją nawet połączenia do
100-tysięcznych miast w sąsiedztwie Zielonej Góry- Legnicy, Cottbus czy
Gorzowa. Samorządy przez lata tylko bezczynnie patrzyły na to jak PKP większość
środków na modernizacje linii lokuje w innych województwach. Dziś linie
kolejowe w woj. Lubuskim to ruina, a jego mieszkańców ograbiono z wartej setki
milionów infrastruktury. Tak źle z koleją nie jest chyba w żadnym regionie tej
części Polski. Nawet w Polsce można: w wielu innych województwach kolej
funkcjonuje całkiem poprawnie, jak np. w woj. Opolskim, gdzie w szczycie
pociągi osobowe kursują co 30 minut. W woj. Mazowieckim powołano nawet dwie
nowe spółki samorządowe do obsługi połączeń, podobne plany realizuje wiele
innych samorządów, tylko nie nasz.
A może dolecieć?
Władze samorządowe poniosły także porażkę w dziedzinie portu
lotniczego w porównaniu z wyczynami innych samorządów. Port lotniczy, ulokowany
wcale nie daleko od centrum miasta (jedna trzecia portów lotniczych w Polsce
jest ulokowana dalej niż ten zielonogórski, niekiedy dystans sięga nawet ponad 60 km!) jest niewykorzystany,
jego liczba pasażerów jest kilkudziesięciokrotnie niższa niż np. portu w
Rzeszowie. Władze od wielu lat nie potrafiły porozumieć się z wojskiem odnośnie
losów tego portu, mimo że to samo udało się np. w Olsztynie gdzie port wynajęto i rozpoczęto jego rozbudowę pod tanie linie lotnicze.
W tej dziedzinie Zieloną Górę wyprzedziła cała Polska- do innych miast latają
tanie linie wożące setki tysięcy pasażerów rocznie, do nas latają ciężko subsydiowani
przewoźnicy których roczne przewozy to równowartość 10 kursów boeingów tanich
linii. A tanie linie się nie pojawią póki port nie będzie miał kompetentnych
managerów i systemu nawigacji takiego jaki mają wszystkie pozostałe porty
lotnicze w tym kraju.
W sprawie portu nie zrobiono dosłownie nic, poza
subsydiowaniem przewoźników sumami za które skusiłoby się wiele
tanich linii mogących dowozić turystów z Europy nad lubuskie jeziora. Zresztą
jest to stereotypem jakoby port lotniczy musiał funkcjonować wokół
jakiegokolwiek większego miasta- w wielu krajach z powodzeniem rozwijają się
porty lotnicze zupełnie na prowincji, z dala od większych ośrodków miejskich,
czego przykładem jest irlandzki port Shannon obsługujący kilka milionów
podróżnych rocznie.
Kultura? Leży także.
Dziś teatr operowy ma nawet
Rzeszów czy pobliski Frankfurt nad Odrą, natomiast w Zielonej Górze takie idee
wywołują zdziwienie. Lokalny teatr nie odnosi sukcesów, zanikła scena lalkowa
mimo ze w wielu innych miastach tej wielkości (np. Słupsku, Toruniu, Rzeszowie)
z powodzeniem funkcjonują odrębne teatry lalkowe niekiedy porażające
gigantomanią, jak w Rzeszowie.
W Zielonej Górze powinno się przeprowadzić gruntowną reformę
tutejszego teatru, rozdzielając go na kilka odrębnych organizacyjnie
przedsięwzięć wg spełnianych funkcji: teatr impresaryjny ściągający do miasta
sztuki zewnętrznych teatrów, w tym także opery, teatr ze stałym zespołem, oraz
teatr lalkowy. Mogą one funkcjonować w tym samym budynku, lecz rozdzielenie
organizacyjne tych struktur na zupełnie odrębne od siebie organizacje umożliwi
łatwiejsze nadzorowanie rezultatów ich pracy. Teatr na ul. Niepodległości
powinien także odzyskać (po koniecznej przebudowie) rolę sceny operowej dla
tego regionu, jaką pełnił przed wojną. Niestety- władze samorządowe które
dzierżą pieczę nad tymi przybytkami kultury, preferując status-quo i odwlekając
reformy powodują tylko ich dalszą zapaść.
Śmieci prawdę mówią
Miasto jest ofiarą przekształceń ustrojowych. Swego czasu jeden
z moich przyjaciół dziwił się, z czego to miasto żyje, bowiem nie ma w nim
niemal żadnego przemysłu. Istotnie, te słowa potwierdziła garbologia-
dyscyplina naukowa zajmująca się badaniem śmieci. W opinii specjalistów z ZGKiM
odpowiedzialnych za gospodarkę odpadami, w Zielonej Górze niemal nie występują
odpady przemysłowe! Zielonogórzanie na ogół nie mają ani kapitału ani know-how
by sami stworzyć sobie miejsca pracy, i od lat wiadomo że konieczni są
inwestorzy zewnętrzni. Kogo ściągnięto przez ostatnich 17 lat? I kogo za te
niepowodzenia rozliczyć?
Nie mamy nikogo znaczniejszego poza wyrosłym z miejscowej
firmy oddziałem koncernu ADB. Trudno wyrokować czy miasto, z którego wg różnych
szacunków wyemigrowała co druga wykształcona młoda osoba, ma jeszcze jakieś
szanse? Z upadkiem gospodarczym w parze przyszedł upadek kulturalny i
społeczny.
Zielona Góra jest miastem narażonym na olbrzymie
niebezpieczeństwa w procesie transformacji ustrojowej- wszak powstała z
niczego, niemal tylko na bazie przedwojennego przemysłu już w nim
funkcjonującego. Poprzedni system działał w surrealistycznej rzeczywistości
gospodarki planowej, i miasto-blokowisko w środku lasów mogło się utrzymać
dzięki opartemu na absurdzie systemowi. Nowy system ekonomiczny może się
brutalnie obejść z tym „żyjącym z powietrza” miastem, tak jak obszedł się z
wieloma podobnymi „sierotami gospodarki planowej” w innych krajach.
Zielona Góra, miasto stagnacji, miasto-ofiara transformacji
ustrojowej, zdaje się teraz wkraczać w kolejny okres długotrwałego uwiądu i
stagnacji. Inne miasta z sukcesem przyciągnęły inwestorów, teraz odcinają od
tego kupony. Miasto nie jest jednak monopolistą i traci tych
najlepiej wykształconych i najbardziej mobilnych. Mieszkańcy dziś głosują
nogami, i jeśli te decyzje są na tyle zbiorowe by np. doprowadzić do rozpadu
więzi społecznych w danej grupie wiekowej czy do opustoszenia nielicznych już
lokalnych klubów, to za nimi pójdą wszyscy ci którzy tylko będą mogli się
wynieść z miasta bez perspektyw.
Komentarze
Prześlij komentarz