Kierunek Berlin
(z roku 2005)
Ostatnio udała mi się rzecz niesłychana: zdołałem wyjechać z Berlina po 6 rano i dojechać do Zielonej Góry na 10.15. Normalnie taka podróż trwa około 6 godzin. No cóż, nie jesteśmy łatwo dostępną częścią Europy, a dystanse, które ongiś były bardzo krótkie, wydłużyły się niesłychanie. Zupełnie jakby ktoś chciał dokonać geopolitycznego tańca-połamańca i maksymalnie utrudnić komunikację z Berlinem, ongiś stolicą naszego regionu noszącego podówczas dumną nazwę Ostbrandenburg.
Granice polityczne podzieliły dawne województwa, landy i regiony. Wschodnia część Brandenburgii, odcięta granicą na Odrze i Nysie, stała się samodzielnym bytem, wiodąc skromny żywot na uboczu Polski. Jeśli ktoś zechciałby zobaczyć region po amputacji jego naturalnej stolicy, to zapraszam choćby do Lubska, które kiedyś było znakomicie skomunikowane z resztą świata, aby dziś stać się symbolem prowincji, gdzie nikt nie zagląda, chyba żeby nakręcić film o wybuchu jądrowym w Hiroszimie, korzystając z licznych zrujnowanych zabudowań, aby osiągnąć zamierzony efekt scenograficzny. Miasta takie, kiedyś doskonale nanizane na różaniec geopolitycznych powiązań Europy, dziś są na jego szarym końcu, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Granice polityczne podzieliły dawne województwa, landy i regiony. Wschodnia część Brandenburgii, odcięta granicą na Odrze i Nysie, stała się samodzielnym bytem, wiodąc skromny żywot na uboczu Polski. Jeśli ktoś zechciałby zobaczyć region po amputacji jego naturalnej stolicy, to zapraszam choćby do Lubska, które kiedyś było znakomicie skomunikowane z resztą świata, aby dziś stać się symbolem prowincji, gdzie nikt nie zagląda, chyba żeby nakręcić film o wybuchu jądrowym w Hiroszimie, korzystając z licznych zrujnowanych zabudowań, aby osiągnąć zamierzony efekt scenograficzny. Miasta takie, kiedyś doskonale nanizane na różaniec geopolitycznych powiązań Europy, dziś są na jego szarym końcu, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Tak blisko, a tak daleko. Za granicą na Odrze rozpościera się inny świat, o którym niemal nic nie wiemy, a i druga strona o nas wie niewiele. Uwe Rada, berliński dziennikarz o niezwykle ciętym języku i trzeźwym oglądzie świata, napisał nawet książkę „Zwischenland”, mającą przybliżyć Niemcom tą martwą plamę na mapie, jaką jest w ich głowach dawna Ostbrandenburg (dzisiejsza Ziemia Lubuska). Ale cóż z tego, że jego książka została przyjęta dość pozytywnie, skoro biała plama pozostała białą plamą? Nie wierzycie? To spróbujcie do tej białej plamy dojechać z jej polskiej metropolii.
Godzina 17:25, Warszawa Centralna. Wsiadamy do pociągu ekspresowego „Lubuszanin” pokonującego 444 kilometry z Warszawy ku Zielonej Górze. Godzina 17:41, Berlin Zoologischer Garten, łapiemy ostatni ekspres regionalny linii RE1 z Berlina, by po skomplikowanych przesiadkach dotrzeć do Zielonej Góry (142 km). Do Frankfurtu nad Odrą docieramy o 19:04 i niemal biegniemy przez most graniczny na dworzec autobusowy w Słubicach, by złapać ostatni autobus PKS do Zielonej Góry (19:45). Po karkołomnej przesiadce znanej tylko podróżnym wtajemniczonym w lokalne wynalazki komunikacyjne docieramy autobusem do Zielonej Góry. W tym samym czasie ekspres z Warszawy wtacza się na dworzec w podzielonogórskim Sulechowie. „Europa pur”, jak to ironicznie podsumowałby jakiś Niemiec.
Co jest przyczyną tej zbiorowej berlinofobii u władz województwa lubuskiego? Poczucie niższości? Na pewno tak, jak bowiem porównywać się z krajem o średnio 4-krotnie wyższym dochodzie na głowę jednego mieszkańca. A przecież Berlin i tak zdominuje kiedyś Ziemię Lubuską, ponieważ jest jej naturalną, bo geograficzną stolicą. Berlin jest dla Ziemi Lubuskiej tym czym Wrocław dla Dolnego Śląska, a Warszawa dla Mazowsza - po prostu dominującą aglomeracją. Wątpię czy będziemy jeszcze jeździli do teatrów i na zakupy do Wrocławia i Poznania mając pod bokiem 4,5-milionową aglomerację. Mając pod nosem taką atrakcję wkrótce zaniechamy podróży do Warszawy, raniąc tym dumę decydentów z różnych centralnych urzędów.
Fot. Kastanienstrasse w Berlinie i linia U-bahnu (wikimedia)
Gdyby jechać tylko pociągami, to do Berlina jechalibyśmy aż godzinę dłużej niż do Warszawy (od 6 do nawet 8 godzin) i zapłacilibyśmy o jakieś 40 % więcej. Logika nakazuje by bilet do Berlina zamykał się w sumie ok. 40 zł, ale gdzie tam! Ceny biletów do Berlina zaczynają się od ponad 100 zł. Niemcy za trasę z Frankfurtu do Berlina płacą ok. 8 euro.
Gdyby jechać tylko pociągami, to do Berlina jechalibyśmy aż godzinę dłużej niż do Warszawy (od 6 do nawet 8 godzin) i zapłacilibyśmy o jakieś 40 % więcej. Logika nakazuje by bilet do Berlina zamykał się w sumie ok. 40 zł, ale gdzie tam! Ceny biletów do Berlina zaczynają się od ponad 100 zł. Niemcy za trasę z Frankfurtu do Berlina płacą ok. 8 euro.
Czyżby ktoś bardzo chciał, by z naszej części Polski nie opłacało się jeździć do Berlina? Przecież to bardzo komiczne, by do miasta 3-krotnie dalej położonego jechało się szybciej, niż do tego, które jest położone nieporównanie bliżej, bo oddalonego tylko o 142 kilometry. Logika nakazuje by żądać od przewoźników pokonania tego dystansu w jedną, góra dwie godziny. Ale gdzie tam - po drodze pokonywana jest granica zmiany czasu (heute zmienia się na mañana), mentalności i obyczajowości (ta liberalna, postprotestancka zmienia się na ultrakatolicką). Brakuje tylko jeszcze różnego rozstawu torów, ale ten problem przynajmniej w części rekompensuje atrakcja w postaci różnego zasilania trakcji na kolejach obu krajów.
Fot. Alte Nationalgalerie (Dawna Galeria Narodowa), neoklasycystyczne arcydzieło K.F. Schinkela- architekta pałacu w Zatoniu (wikimedia)
Co jest przyczyną tej zbiorowej berlinofobii u władz województwa lubuskiego? Poczucie niższości? Na pewno tak, jak bowiem porównywać się z krajem o średnio 4-krotnie wyższym dochodzie na głowę jednego mieszkańca. A przecież Berlin i tak zdominuje kiedyś Ziemię Lubuską, ponieważ jest jej naturalną, bo geograficzną stolicą. Berlin jest dla Ziemi Lubuskiej tym czym Wrocław dla Dolnego Śląska, a Warszawa dla Mazowsza - po prostu dominującą aglomeracją. Wątpię czy będziemy jeszcze jeździli do teatrów i na zakupy do Wrocławia i Poznania mając pod bokiem 4,5-milionową aglomerację. Mając pod nosem taką atrakcję wkrótce zaniechamy podróży do Warszawy, raniąc tym dumę decydentów z różnych centralnych urzędów.
Z wielu powodów Berlin jest lepszy od Warszawy. Tak bogatego wyboru w sklepach czy w teatralnej ofercie nie znajdziemy nigdzie indziej w tej części Europy. Z Berlina dolecimy wszędzie i to dość tanio. Dla przeciętnego Lubuszanina to Berlin, a nie Warszawa sprawia, że na serio znalazł się w Europie. I to od razu w jej centrum. A wszystko to za sprawą megainwestycji nieco tylko ustępującej rozmachem majaczeniom nadwornego architekta Hiltera, Alberta Speera, który na szczęście zdążył zbudować niewiele, m.in. szkaradny wieżowiec na rynku we Wrocławiu.
Nowy transkontynentalny gigaport lotniczy Berlin Brandenburg International, nowe centrum miasta przy Potsdamer Platz pełne drapaczy chmur oraz nowy dworzec kolejowy Berlin Hauptbahnhof, nakryty największą przeszkloną halą peronową Europy. Wcale nie na żarty gigantomania goni megalomanię.
Nowy transkontynentalny gigaport lotniczy Berlin Brandenburg International, nowe centrum miasta przy Potsdamer Platz pełne drapaczy chmur oraz nowy dworzec kolejowy Berlin Hauptbahnhof, nakryty największą przeszkloną halą peronową Europy. Wcale nie na żarty gigantomania goni megalomanię.
Po co przy pomocy wyszukanej ekwilibrystyki ignorujemy istnienie Berlina? Może właśnie przez te wygibasy stajemy się prowincją bardziej prowincjonalną niż zwykłe prowincje, bo sztucznie odciętą od naturalnego centrum, które złośliwa Historia wrzuciła do sąsiedniego kraju? Dziś dystans, który przedwojenny ekspres „Latający Ślązak” (Der Fliegende Schlesier) pokonywał w 60 minut, zajmuje polskim pociągom od 5 do 6 godzin! Ów przedwojenny ekspres dystans 330 km z Berlina do Wrocławia pokonywał w 2 godz. 40 minut, jadąc ze średnią prędkością 128,4 km/h. Dziś o takiej prędkości na nadodrzańskich torach można jedynie pomarzyć, a podróż po niemiłosiernie krzywych torach przypomina wakacyjną wyprawę rozszalałą kolejką wąskotorową. Nawet pociągi międzynarodowe, które ongiś kursowały przez Zieloną Górę, kierowane są niezelektryfikowaną trasą zastępczą przez Żagań.
Fot. Ekspres "Latajacy Ślązak" (Der Fliegende Schlesier") w okolicach Lubska, na już rozkradzionej linii Bieniów- Lubsko- Guben, ongiś dostosowanej do prędkości 160 km/h. (archiwum)
Naszym wątpliwym atutem są niemiłosiernie dziurawe i niebezpieczne drogi. Dawna „Reichstrasse 5” łącząca Berlin ze Śląskiem przez Frankfurt, to dziś na większej swej długości pożałowania godne lepiszcze pełne dziur nieremontowanych od zakończenia II wojny światowej. Ostatnio o mało nie zginąłem na jakimś makabrycznym odcinku pełnym niesłychanych wertepów koło Osiecznicy.
Konieczna jest dyskusja o Ziemi Lubuskiej i jej powiązaniach z Berlinem. Powinniśmy otwarcie przedstawić nasze obawy oraz nadzieje związane z tą aglomeracją. By wypracować sensowną politykę „berlińską”, konieczna jest rzeczowa dyskusja. Jednakże stan przygranicznego transportu ewidentnie dowodzi, że temat Berlina omijamy wciąż dyskretnie. Gospodarcza integracja z Berlinem może wywołać efekty pozytywne i negatywne, lecz jakoś nie widać, aby władze naszego województwa chciały organizować publiczną dyskusję na ten temat albo choć zabrać głos. Zbywają ten temat milczeniem.
Bardzo ciekawy artykuł. Jeśli chodzi o połączenie Berlin-Zielona Góra, od niedawna sprawa wygląda odrobinkę inaczej, bowiem pojawił się pociąg relacji FFO-ZG, dlatego bieg z przeszkodami na słubicki PKS nie jest już konieczny, co nie zmienia faktu, że niejednokrotnie mam wrażenie, jakbym przebywała podróż w czasie, a nie jechała pociągiem 200 km...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kasia
Podobne odczucia mmy na Śląsku .Bliżej mamy w wielu przypadkach do Ostravy ,ale w głowach urzędasów ,to jest gdzieś za granicą.Dla nas Ostrava ,to najbliższe duże miasto z całym jego atrakcyjnym zapleczem.Jednak coś się pomału zmienia dzięki Europie -wkrótce Ostrava otrzyma autostradowe połączenie ze Śląskiem.
OdpowiedzUsuńTyle lat po obaleniu muru ,a ICE nadal nie może dojechać do Polski.
OdpowiedzUsuńZamiast kombinować z własnymi poronionymi pomysłami na szybką kolej lepiej we współpracy z DB wybudować szlaki do Warszawy i Krakowa np .
No tak ,ale to byłaby Germańska kolej i rządowe matoły przesączone nienawiścią do wszystkiego co Niemieckie nigdy nie dopuszczą do realizacji takich futurystycznych rozwiązań ,które skutecznie połączyłyby nas z Europą
.
jest to perspektywa dla zach częsci Polski , czytając ostatnie wypowiedzi w lokalnych mediach,stwierdzam że zaczyna to docierać do władz samorzadowych , niestety braki ekonomiczne sa ważniejsze i spowoduja cofnięcie w wstecz tak jak z tą szybkością z przed wony i po niej.
OdpowiedzUsuńtak jedz do teatru do berlina i sluchaj przedstawienia po niemiecku rzeczywiscie rewelacyjna alternatywa dla tych co nie mowia po niemiecku albo nie znaja go na tyle dobrze by zrozumiec sztuke, no i po co nam ogladac polskie sztuki jak lepsze sa niemieckie
OdpowiedzUsuńwez przestan brednie pisac ze berlin lepszy niz Warszawa jest i ty chyba swiata nie widziales/las skoro piszesz ze ekscytujesz sie zakupami w berlinie i widac ze sie w temacie nie znasz bo np centra handlowe w Wawie sa 100razy ladniejsze i nowoczesniejsze (m in dlatego ze sa nowesze) od wielu sklepow w calej Europie i nie tylko
i lepiej dodawaj ze "wg ciebie" cos jest fajnie a nie zachowujesz sie jak jakis wszystkowiedzacy
i zanim zaczniesz mi mowic ze mam sie niemieckiego uczyc to powiem ze znam biegle 2 jezyki
a co do podrozy to znam wiekszosc Europy i znaczna czesc US, rozeznanie mam.